Aktualności




Miława, k.Trzemeszna. Fotografia prawdopodobnie wykonana tuż przed I Wojną Światową

Zdjęcie było prawdopodobnie własnością zmarłej w 1993 roku p. Zofii Andrzejewskiej Być może jest na tej fotografii. Zostało wykonane przed I Wojną Światową w Miławie (niem. Milawa) wsi koło Trzemeszna przez, Karla Mullera fotografa ze Szczecina.

Umarła klasa

Second Life



Kilka dni temu przy okazji porządkowania archiwum wpadła mi w ręce stara fotografia. Początkowo nie bardzo mogłem sobie przypomnieć skąd to się znalazło w mojej pracowni. Szkolna pamiątka z przed około 100 lat. Po dłuższym namyśle przypomniałem sobie historię tego zdjęcia. Ponad dwadzieścia lat temu zabrałem to zdjęcie wyprowadzając się ze stancji na ulicy Różanej. Mieszkałem tam z w piwnicy pod sklepem tekstylnym Bławatek prawie rok, od jesieni 1992 roku do lipca 1993. Nasza Gospodyni zmarła W święto Trzech Króli w 1993 roku. Był to dzień niezwykły. W nocy padał obfity zamarzający deszcz i całe miasto pokryło się grubą warstwą lodu. Było wiele wypadków, złamań itp. Może dlatego zapamiętałem . Jeszcze jak p. Zofia leżała w szpitalu , między Bożym Narodzeniem a Nowym Rokiem , jej dalsza rodzina zabrała co cenniejsze rzeczy, zostało trochę szpargałów. ( była samotna, nie miała dzieci, nas studentów, traktował trochę jak własne).
Z moim współlokatorem Jurkiem Kaczmarkiem powoli zjedliśmy wszystkie zapasy, słoiki z grzybami z przed dwudziestu lat, kiełkujące ziemniaki i wypiliśmy wszystkie lecznicze mikstury, nawet te na denaturacie.. Wyprowadzając się zabrałem na pamiątkę ze trzy fotografie, które i tak pewnie by wylądowały w śmietniku. Między innymi to szkolne zdjęcie. Przez dwadzieścia lat nie przyszło mi do głowy ,że na zdjęciu może być p. Zofia. Bardzo zmylił mnie szczeciński, przedwojenny, adres fotografa. Myślałem, że to zdjęcie zostało zrobione w dwudziestoleciu międzywojennym i przypadkowo znalazło się na Różanej. Krótkie poszukiwania w Internecie przekonały mnie, że K. Muller był bardzo mobilny i docierał nawet na Śląsk. Przypomniałem sobie, że p. Zofia wielokrotnie wspominała, że chodziła do szkoły za "Wilusia" czyli przed I Wojną Światową. Nie wiem gdzie się urodziła , może właśnie w Miławie (Milawa), małej wsi koło Trzemeszna. Trzeba to sprawdzić w archiwum. Tym razem Internet zawodzi. Może Marek Figura, który nas rekomendował na stancję p. Zofii wie coś więcej? Niestety nie zrobiłem p. Zofii żadnego zdjęcia. Szkoda. Życie fotografa składa się z wielu takich zaniedbań uświadamianych coraz boleśniej wraz z upływem czasu. Choć nie wiem czy można by ustalić podobieństwo małej dziewczynki ze szkolnej fotografii i bardzo już starszej pani. Może jakiś policyjny program by pomógł. Ale, czy to teraz ma jakieś znaczenie?
Ze starej szkolnej fotografii patrzą na nas dzieci, których już nie ma. Najprostsza i najważniejsza właściwość fotografii. Egzystencjalna zagadka i paradoks . Przed nimi całe życie, które już dawno się dla nich skończyło. Patrzą ufnie w przyszłość, która przeminęła. Bolesne doświadczenie . Może dlatego tak trudno przychodzi mi fotografowania ludzi, zwłaszcza bliskich. Do póki sam nie zacząłem używać kamery wielkoformatowej do fotografowania ludzi ( rodzaj happeningu fotograficznego przy okazji rodzinnych uroczystości) myślałem, że sfotografowani w ten sposób przed wielu laty wyglądali jakoś inaczej, niż na współczesnych fotografiach. Nie rozumiałem na czym polega różnica. Dziwne miny, rozbiegane spojrzenia, jak odział jakiegoś szpitala psychiatrycznego w likwidacji. Przecież, ludzie nie zmienili się, aż tak bardzo przez sto lat. Mają oczywiście inne stroje i fryzury. Po jakimś czasie zrozumiałem, że różnica spowodowana jest przede wszystkim różnym czasem naświetlenia.Wykonywane współcześnie fotografie w ułamku sekundy rejestrują konkretny stan ( grymas, napięcie mięśni, układ ciała). Wierzymy, że w tym jedynym momencie uda się uchwycić jakąś całość, istotę, prawdę o człowieku. (duszę, czy coś podobnego jak atomy pod mikroskopem, ) Jednak błysk flesza zatrzymuje tylko jakiś mniej lub bardziej przypadkowy stan ( decyduje refleks i doświadczenie fotografa, …. mam to…) i rodzi się nadzieje, że w tej decydującej chwili odsłoni się jakaś prawda o człowieku, odkryjemy naturę , rzeczywistość czy inne "absoluty". .Może?
Długi czas naświetlenia likwiduje te złudne przeświadczenia. Umieszczeni przed starodawną kamerą stajemy się częścią procesu zwanego fotografowaniem. W jakiś sposób współdecydujemy o ostatecznym efekcie. Jesteśmy już częścią fotografii przed uruchomieniem migawki. Sami stwarzamy się jako obraz. , stajemy się obrazem. Umieramy przed śmiercią.
Podstawowe pytanie. Czy bardziej istotny jest wizerunek przedstawiający osobę w przypadkowym geście czy w świadomie przybranej pozie w pełnym napięcia oczekiwania na przeniesienie do fotograficznej Wieczność?.Wykonywane przed laty portrety zbiorowe czy indywidualne są jakimś rodzajem syntezy sumą tego kim jesteśmy ( konkretny aktualny wygląd) i kim chcielibyśmy być ( przyjęta poza). Długie naświetlenie powoduje specyficzne zakłócenia ciągłości obrazu. Pojawiają się zniekształcenia, rozmycia, multiplikacje. Nakładające się warstwy poruszającej się podczas ekspozycji twarzy budują niepowtarzalną strukturę , która nie jest prostą sumą składowych. Powstaje nowa jakość Nie jest to zapis konkretnego momentu , ale rejestracja dynamicznego procesu, po prostu życia. Materia przedstawiona jest tu jako dynamiczna substancja ulegająca przemianie, starzeniu, rozpadowi i ostatecznemu zanikowi, Ku nicości.
Uczniowie drugiej klasy wyglądają jak dorośli , są tylko trochę mniejsi. Zaskakujące. Podobnie przedstawiano dzieci, na przykład na flamandzkich portrety zbiorowych, czy barokowych rzeźbach nagrobnych. Historia dzieciństwa w Miławie zaczęła się chyba dużo później niż sądzi Aries Philippe.
Był dobry dzień na fotografowanie . Chyba była jesień. Miękkie, rozproszone, niezbyt obfite światło. prawdopodobnie od strony północnej, bezpieczniejszej w razie nieprzewidzianego przedarcia się przez chmury niepożądanego słońca. Lepiej od razu uciec od światła . Szkoda czasu na pospieszne szukanie odpowiedniego miejsca. W oknie z prawej strony odbijają się gałęzie już bez liści. Dzieci ubrane są odświętnie, ale ciepło. Czas naświetlenia był dość długi. Dwie może trzy sekundy. Niektóre dzieci są wyraźnie poruszone. Powtórka nie była przewidziana, zachwiałoby napiętą kalkulacją fotografa . Jedno ujęcie musiało wystarczyć. Nie można przecież dwa razy przechodzić do wieczności.
Niektóre twarze mają ślady retuszu. Retusz ust ( dziewczynka o dziwnej południowej urodzie i lekko negroidalnych rysach na wyraźnie podretuszowane usta, jakby fotograf chciał lekko dopomóc niezwykłej urodzie dziewczynki, ... chwila słabości domokrążnego fotografa w długiej podróży... ?). Jak wyglądała praca wędrownego fotografa na początku XX wieku? Zakład miał w Szczecinie przy Paradestrasse 17 a docierał, aż na Opolszczyznę (Lipowa) i Śląsk. Czy robił odbitki na miejscu? Może dla pewności tylko wywoływał płyty? Do naklejenia pozytywu na kartonik potrzebna była i tak prasa. Chyba ufał w swoje umiejętności i po kilku tygodniach wracał do szkoły z gotowymi zdjęciami . Czy miał samochód? Na początku XX wieku , wątpliwe? Może miał pomocnika. Sprzęt był ciężki. Szklane płyty też . Bułhak w tym samym mniej więcej czasie wspomina o konieczności posiadania pomocnika do noszenia oddzielnej torby z ciężkimi szklanymi negatywami.( nie ufał wchodzącym do użytku kliszom) Szczeciński fotograf pewnie jeździł koleją. Ile kosztowało jedno zdjęcie. Kogo było na nie stać? Jak często odwiedzał daną szkolę, co roku, rzadziej ? Prawdopodobnie jedno zdjęcie jako pamiątka z całej trzyletniej edukacji dla większości wiejskich dzieci było i tak dużym wydatkiem.
Żeby próbować odpowiedzieć choć na część tych dość banalnych pytań potrzebna jest jednak dociekliwość W. Benjamina lub P. Bourdieu. Nie da się tu nic wymyślić, trzeba żmudnego szperania w starych gazetach i dużo, cierpliwości. Czy watro się czymś takim zajmować? Następne trudne pytanie. Kogo może obchodzić historia szkolnej fotografii z przed 100 lat? Czy trwanie pamięci nie jest krótsze niż nam się wydaje. Fotografia z którą nie mamy żadnego związku emocjonalnego ( nie przedstawia znanych nam osób, czy miejsc) może stanowić inspirację jedynie dla antropologicznych czy prustowskich rozważań (np.. Jacek Dehnel ). Jedyny mój bardzo subtelny i odroczony o dwadzieścia lat związek z tą konkretną fotografią, to że mieszkałem na stancji u p.Zofii przez ostatnie kilka miesięcy jej życia. Ten skromny fakt ocalił na chwilę tą fotografię, może nie tylko dla mnie?

B+B 31 10 2013

Home © by B+B